




Wczoraj szerokim echem odbiła się informacja o największej kradzieży kryptowaluty w historii. 10 sierpnia haker ukradł blisko 611 milionów dolarów w Ethereum, Shiba Inu i innych walutach ze zdecentralizowanej platformy finansowej Poly Network. Było to możliwe dzięki luce w zabezpieczeniach, którą odkrył. Jednak po dniu „spania na forsie”, przestępca postanowił się zrehabilitować i zaczął zwracać skradzione waluty.
Nie wiadomo co spowodowało, że haker zaczął zwracać skradzione fundusze. Być może został złapany, a może dotarli do niego właściciele tych pieniędzy, którzy okazali się jeszcze większymi przestępcami. W końcu od dawna wiadomo, że różne kartele korzystają z kryptowalut by wyprać swoje nielegalne pieniądze. Podobno też, specjaliści od bezpieczeństwa internetowego wyśledzili adres mailowy, adres IP oraz chińską giełdę kryptowalut, z której korzystał haker. Jeśli faktycznie tak się stało, zwrot pieniędzy może się okazać próbą uniknięcia zarzutów karnych lub znacznie gorszych konsekwencji.
W efekcie szkody poczynione przez cyfrowego przestępstwa mogą być ograniczone. Nie zmienia to jednak faktu, że ciągle jest to jedna z największych kradzieży w historii. Co ciekawe, zdarzyła się w niedługo po tym, gdy dokonano innej spektakularnej kradzieży – w lipcu skradziono 361 milionów dolarów w kryptowalutach.
Specjaliści wskazują, że technologia wykorzystana podczas ataku utrudniła hakerowi czerpanie korzyści z jego efektu. Trudno jest wyprać lub wypłacić cyfrowe pieniądze nie zostawiając cyfrowego śladu. To może zniechęcić również kolejnych potencjalnych złodziei kryptowalut.